środa, 28 kwietnia 2010

moda wiosenna

Czytałam kiedyś felieton Pereza Reverte, któren nosił tytuł "Nadal jesteśmy brzydcy". Autor ubolewał w nim nad depresją estetyczną przytłaczającej większości społeczeństwa, która to depresja objawiać się miała podkreślaniem niedostatków własnej urody.
Twierdzę, że temat i wnioski są boleśnie aktualne. Nie umiem się temu nadziwić! Chcę tu być dobrze zrozumiana: nie mam pretensji do niczyjej brzydoty, nadwagi czy wielkich uszu. Tym, co mnie zadziwia (nawet bardziej niż przestrasza) jest zupełny brak zdrowego rozsądku widoczny w ubiorze. Celowo piszę o rozsądku, bo wiem, że gust, smak i wyczucie stylu, barw oraz trendów nie jest dane każdemu. Natomiast każdy posiada pewien rozsądek (o czym przekonywał Kartezjusz) i uważam, że tenże rozsądek powinien we właściwym momencie podpowiedzieć, że w obcisłych spodniach - rurkach nie będę wyglądać jak Nadia Auermann jeśli posiadam pupę wielką niczym szafa trzydrzwiowa gdańska. Ten sam rozsądek powinien zasygnalizować, że podkreślanie oponki (albo dwóch) koszulką uszytą dla Magdy Mołek nie doda mi uroku. Jak już jesteśmy przy Dodzie: nikomu po pięćdziesiątce nie jest dobrze odziać się w białe i różowe od stóp do głów, a zdaje mi się czasem, że ten banał to dla niektórych wiedza tajemna.

Dlaczego ludzie nie są na tyle egoistyczni i próżni, by ubierać się ładnie, albo chociaż nie ubierać się brzydko? I dlaczego, na Jowisza, udało się ich przekonać, że okulary a la Bzyk z "Pszczółki Mai" to szczyt lansu i piękności??
Nie za bardzo znam się na filozofii, pewnie obalono już ufną wiarę Kartezjusza w powszechny rozsądek, ale wiem na pewno, że można przyjąć, iż społeczeństwo posiada lustra.

No powiedzcie, nie mam racji? Uch!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz