czwartek, 29 kwietnia 2010

z życia wzięte

Mama kolegi pracuje jako inkasent. Rozmawiała z siostrą zawziętego dłużnika:

- Tu się nazbierało już 1200 zł.
- Ale brat ma pierwszą grupę inwalidzką, trzeba umorzyć!
- Jedyne, co można, to rozłożyć na raty.
- No ale on nie ma pieniędzy!
- Ależ ja go codziennie widzę pijanego, na to ma pieniądze!
- Ale za to nie je!!

środa, 28 kwietnia 2010

moda wiosenna

Czytałam kiedyś felieton Pereza Reverte, któren nosił tytuł "Nadal jesteśmy brzydcy". Autor ubolewał w nim nad depresją estetyczną przytłaczającej większości społeczeństwa, która to depresja objawiać się miała podkreślaniem niedostatków własnej urody.
Twierdzę, że temat i wnioski są boleśnie aktualne. Nie umiem się temu nadziwić! Chcę tu być dobrze zrozumiana: nie mam pretensji do niczyjej brzydoty, nadwagi czy wielkich uszu. Tym, co mnie zadziwia (nawet bardziej niż przestrasza) jest zupełny brak zdrowego rozsądku widoczny w ubiorze. Celowo piszę o rozsądku, bo wiem, że gust, smak i wyczucie stylu, barw oraz trendów nie jest dane każdemu. Natomiast każdy posiada pewien rozsądek (o czym przekonywał Kartezjusz) i uważam, że tenże rozsądek powinien we właściwym momencie podpowiedzieć, że w obcisłych spodniach - rurkach nie będę wyglądać jak Nadia Auermann jeśli posiadam pupę wielką niczym szafa trzydrzwiowa gdańska. Ten sam rozsądek powinien zasygnalizować, że podkreślanie oponki (albo dwóch) koszulką uszytą dla Magdy Mołek nie doda mi uroku. Jak już jesteśmy przy Dodzie: nikomu po pięćdziesiątce nie jest dobrze odziać się w białe i różowe od stóp do głów, a zdaje mi się czasem, że ten banał to dla niektórych wiedza tajemna.

Dlaczego ludzie nie są na tyle egoistyczni i próżni, by ubierać się ładnie, albo chociaż nie ubierać się brzydko? I dlaczego, na Jowisza, udało się ich przekonać, że okulary a la Bzyk z "Pszczółki Mai" to szczyt lansu i piękności??
Nie za bardzo znam się na filozofii, pewnie obalono już ufną wiarę Kartezjusza w powszechny rozsądek, ale wiem na pewno, że można przyjąć, iż społeczeństwo posiada lustra.

No powiedzcie, nie mam racji? Uch!

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Janusz Zakrzeński

Pośród ofiar katastrofy pod Smoleńskiem był też aktor, Janusz Zakrzeński. Pamiętam go od zawsze: jako dziecko zabierana byłam z córką sąsiadki na zjazdy "Filipinki" - była kiedyś taka gazeta dla nastolatek, coś więcej niż recepta na dobry makijaż i udany pierwszy raz. Pan Janusz zawsze brał udział w spotkaniach redakcji z czytelnikami, był felietonistą gazety. Dżentelmen, arbiter elegantiarum, gromadził wokół siebie spory fanklub złożony z młodych panien. Nie były to jednak panny zwykłe, "Filipinka" miała Czytelniczki przez duże "C": czytały wszystko, co polecała na łamach Małgorzata Musierowicz, bawiły się przy błyskotliwych tekstach Laury Manturzewskiej, podkochiwały się w Filipie z Zielonymi i bez wysiłku oraz świadomości tworzyły elitę. Janusz Zakrzeński był częścią tego świata i pamiętam jak duże wrażenie robił na mnie fakt, że traktował tę część swojego życia z powagą i zaangażowaniem - był przecież Aktorem! I to nie byle jakim: grał Benedykta Korczyńskiego i marszałka Piłsudskiego. Jednak znajdował zawsze czas, żeby spędzić dzień z młodzieżą, poprowadzić spotkanie, pogawędzić, opowiedzieć o dawnych czasach i dobrych obyczajach. Pamiętam, jak zazdrościłam starszej dziewczynie, która potrafiła podjąć z panem Januszem "Rozmowę Liryczną" Gałczyńskiego. Poprosił ją wtedy na scenę. Zaraz po spotkaniu w Katowicach nauczyłam się tego wiersza na pamięć.
Janusz Zakrzeński - zasłużony wykładowca Akademii Dobrych Obyczajów.

Panie Januszu, dziękuję.

Jemu i wszystkim poległym - wieczny odpoczynek.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Obuwie i co z tego wynika

Podesłano mi dziś link do artykułu z "GW" pt. Pół wieku martensów - kultowych, jak się to mówi, butów, będących od lat elementem imidżu jednostek niepokornych, kontestujących i rokendrolowych.
Ja dostałam pierwsze martensy na czternaste urodziny i mogę powiedzieć, że nie wychodziłam z nich praktycznie przez kolejne cztery lata. Nie przeszkadzało mi nawet to, że początkowo były o półtora rozmiara za duże (ofiarodawca, przezorny wujek, uwzględnił bowiem stadium rozwoju mego organizmu i słusznie przewidział dalszy rozrost). Moje martensy były piękne! Żółte niczym kanarek herceński, dokładnie takie, w jakie ubrałam Karolinę, bohaterkę mojej książki.
Kiedy wdziałam po raz pierwszy słynne obuwie na moje chude nogi musiałam najpierw wysłuchać kazania starszego brata. Treść była mniej więcej taka, że nie wiem, jakie szczęście mnie spotkało, jak bardzo jestem go niegodna i że on swoje pierwsze martensy przywiózł z dalekiej Norwegii zarobiwszy na nie uprzednio w pocie czoła i że miał już wtedy całe 18 lat.
Przyjęłam z pokorą ten wywód, a mój brat musiał przyznać, że należę do tych, którzy potrafią docenić ten wspaniały dar.
I tak chodziłam sobie po Gliwicach i okolicach, żółte martensy przyciągały uwagę całego świata, a ja czułam się niezwykle alternatywnie. Znacie to uczucie:
"to kurtka z wężowej skórki, symbol mojej osobowości i wiary w indywidualność jednostki"

Ech, wzruszyłam się.
Muszę jednak uczciwie dodać, że z tego się po prostu wyrasta. Przychodzi taki moment w życiu kobiety, że zaczyna tęsknić za obuwiem zalotnym i zbrojnym w wysoki obcas.
Kiedyś też w to nie wierzyłam...

wtorek, 6 kwietnia 2010

Naprawdę chciałam...

... publikować tu refleksje, takie o życiu i śmierci, a także trudach i radościach dnia codziennego oraz co ostatnio wzruszającego przeczytałam i jakim aforyzmem o głębokiem, egzystencjalnym znaczeniu właśnie mnie poczęstowano.

Ale nie mogę!
Muszę bowiem zamiast tego dać upust swej szalonej radości: oto rozpędzony pociąg mej kariery pisarskiej niesie mnie ku nieznanym stacjom popularności i poczytności!
(po dobrym obiedzie wzrasta u mnie ufność i optymizm)

Znaczy się moja powieść, czyli "Inni", jest już nie tylko w przedsprzedaży, ale właśnie zadomowiła się w przyjemnej, odcinkowej postaci na Facebooku, gdzie, jak każdemu wiadomo, toczy się prawdziwe życie: http://www.facebook.com/inni2010

Jest mi z tego powodu więcej niż miło i głębokim ukłonem witam Fanów, którzy tamże obecność swą zaznaczyli.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję
Aha, i jeszcze: polecam, polecam, POLECAM! :)

niedziela, 4 kwietnia 2010

Zdrowych, radosnych

i spokojnych, a także
rodzinnych i wiosennych
Świąt Wielkanocnych
życzę Wam wszystkim
z całego serca :)
E.

czwartek, 1 kwietnia 2010

"Inni"...

... czyli moja powieść!
Jest od dzisiaj w przedsprzedaży.
Tak naprawdę, zupełnie nieprimaaprilisowo: moja książka.

Fachowo należałoby ją chyba określić jako powieść dla młodzieży, ale bardzo się starałam, żeby była czymś więcej. Zapraszam więc wszystkich chętnych, by orzekli, czy mi się to udało.
I dziękuję przyjaciołom za pomoc! Zaczynamy zbierać pierwsze owoce mojej pracy i Waszego wsparcia.

Jak-ja-się-cieszę!
Życzę wszystkim takiej wiosny jak moja :)