Czujecie już schyłek lata? Ten czas, kiedy mimo trwającego upału wiadomo już, że "przechyla się ku jesieni ziemia"?
Bo ja czuję... Wrażenie to pojawia się niezawodnie w momencie, kiedy najfajniejszy wyjazd wakacyjny mamy już za sobą. Lipiec potrafi jakoś TRWAĆ, sierpień jest w tym nieco gorszy i przypomina coraz nachalniej o zbliżającym się wrześniu. I dzień już krótszy i noce zimniejsze... No i ta melancholia! Wkrada się, nie wiadomo kiedy i robi swoje. Co roku to samo! Jak dotąd nie wymyśliłam lepszego środka zaradczego jak wyjazd w góry i praktykuję tę terapię od jakiś siedmiu lat.
Czy coś jeszcze może pomóc? Z pewnością! Schyłkowa melancholia ma to do siebie, że daje silne poczucie końca czegoś miłego i wyczekiwanego. Ale jest na to sposób! Należy zacząć wyczekiwać tego okresu w życiu, który przynosi STUDENCKIE WAKACJE!
Powiadam Wam, ponad trzy miesiące radosnej swobody to ekstaza kontynentalna!
Jakże chciałabym mieć to jeszcze przed sobą...
Cóż, pozostaje mi plan B.
Pozdrawiam i pakuję plecak.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz